haj
03-04-2016, 21:42
Cześć.
To mój pierwszy wpis tutaj i zaczynam od niezłego wygłupienia się.
Otóż sprawdzałem stan oleju i postanowiłem trochę go uzupełnić. Odkręciłem korek, dolałem oleju i chciałem poczekać aż spłynie by sprawdzić bagnetem. Pomyślałem, że posprzątam w tym czasie bagażnik. Robota zajęła mi prawie godzinę. Wróciłem do maski, sprawdziłem bagnetem poziom, wszystko grało, zamknąłem maskę i przejechałem się do sklepu. Po powrocie do domu strasznie waliło mi olejem od samochodu. Gdy sobie uświadomiłem co się stało aż pobladłem. Otworzyłem maskę a tam wszystko oczywiście spryskane olejem a korek leży sobie między kablami, tam gdzie go zostawiłem.
Wyraziłem kilka niezbyt pochlebnych ale w pełni zasłużonych opinii o sobie samym. Zakręciłem korek przez szmatkę i postanowiłem zostawić wszystko do następnego dnia. Było już za ciemno by coś robić przy samochodzie a i olej był ciągle gorący.
Następnego dnia pozbierałem papierowymi ręcznikami wszystkie większe zgromadzenia oleju. Płynem z octem (w sensie do szyb, wydał mi się najmniej inwazyjny, szybko parujący i w jakiś sposub doczyszczający plamy po oleju) poprzecierałem gdzie sięgałem (plamy były i na wygłuszeniu komory jak i na "wydechu"). W końcu sprawdziłem na bagnecie jak bardzo zawaliłem. O dziwo poziom był prawie równo na środku skali. Głupi ma szczęście zawsze prawdziwe.
Postanowiłem odpalić silnik na luzie, żeby przepompował sobie trochę ten olej i raz jeszcze potem sprawdzić bagnetem.
Po odpaleniu samochodu mój Focus postanowił wybrać papieża! Zaczął puszczać biały dym w dużych ilościowych z rury wydechowej oraz spod maski.
Zgasiłem silnik, chwyciłem gaśnicę i wzywając w myślach św. Floriana otworzyłem maskę. Wydobyło się więcej białego dymu ale szybko się rozwiał. Wydobywał się gdzieś z przestrzeni między silnikiem a grodzią, raczej z okolic silnika. Nie pachniał spalenizną, raczej w ogóle nie pachniał lub może trochę spalinami (ale zadymiłem dymem z wydechu całą okolicę samochodu więc ten spalinowy zapach mógł być stąd). Chwilkę się jeszcze wydobywał zza silnika, ale nikłą smugą i szybko się rozwiał. Żadnego płomienia ani widoku spalenizny i nadpaleń nie widziałem.
Odczekałem chwilę i sprawdziłem bagnetem poziom oleju. Był w skali.
Poczyściłem jeszcze trochę, raz jeszcze sprawdziłem poziom bagnetem i odpaliłem. Znowu masa białego dymu. Ponowiłem więc poprzednią procedurę.
Po 3-4 zabawach w odpalania, sprawdzanie, czyszczenie, klniecie i ponowne odpalanie postanowiłem, że tak się bawić mogę i z tydzień jeszcze, trudno, przejadę się kawałek, rozgrzeje go i albo mi to przepali co się dzieje albo spłonę żywcem.
Najpierw zrobiłem spokojną rundę po osiedlowych uliczkach, 2ka, 15-20 km/h, gdy zobaczyłem w lusterkach że nie zostawiam już śladów jak samoloty na AitShow, ani że nie skacze mi temperatura, nie wyskakują kontrolki, a silnik chyba chodzi i brzmi jak zazwyczaj, to zabrałem go na 5-10km przejażdżkę po obwodnicy z prędkością około 100km/h.
Samochód nie dymi już z wydechu, trochę chyba pod maską jeszcze się go unosi, ale ogromnie mniejsza ilość niż na początku, poziom oleju jest ok.
Co się stało? Kierowca głupek to wiadomo, ale chodzi mi o ten dym z wydechu. Pod maską mogę go zrozumieć. Gdzieś pod wpływem temperatury mógł się dopalać. Ale wydech? Kopcił gorzej niż disel! Skąd ten dym?! Czy łyknął olej do środka? Jak? Co się mogło stać? Czy powinienem się martwić i nie ruszać jutro 30km do pracy tylko oddać do mechanika?
EDIT: poszedłem raz jeszcze sprawdzić poziom oleju. Bez odpalania bo jestem po kilku piwkach. Olej jest ponad skalą! :/ Nie wiem czy może krzywo stoi czy co? Bo chyba nie dolewa się coś do oleju samo z siebie, prawda? Boże słodki masakra jakaś :(
To mój pierwszy wpis tutaj i zaczynam od niezłego wygłupienia się.
Otóż sprawdzałem stan oleju i postanowiłem trochę go uzupełnić. Odkręciłem korek, dolałem oleju i chciałem poczekać aż spłynie by sprawdzić bagnetem. Pomyślałem, że posprzątam w tym czasie bagażnik. Robota zajęła mi prawie godzinę. Wróciłem do maski, sprawdziłem bagnetem poziom, wszystko grało, zamknąłem maskę i przejechałem się do sklepu. Po powrocie do domu strasznie waliło mi olejem od samochodu. Gdy sobie uświadomiłem co się stało aż pobladłem. Otworzyłem maskę a tam wszystko oczywiście spryskane olejem a korek leży sobie między kablami, tam gdzie go zostawiłem.
Wyraziłem kilka niezbyt pochlebnych ale w pełni zasłużonych opinii o sobie samym. Zakręciłem korek przez szmatkę i postanowiłem zostawić wszystko do następnego dnia. Było już za ciemno by coś robić przy samochodzie a i olej był ciągle gorący.
Następnego dnia pozbierałem papierowymi ręcznikami wszystkie większe zgromadzenia oleju. Płynem z octem (w sensie do szyb, wydał mi się najmniej inwazyjny, szybko parujący i w jakiś sposub doczyszczający plamy po oleju) poprzecierałem gdzie sięgałem (plamy były i na wygłuszeniu komory jak i na "wydechu"). W końcu sprawdziłem na bagnecie jak bardzo zawaliłem. O dziwo poziom był prawie równo na środku skali. Głupi ma szczęście zawsze prawdziwe.
Postanowiłem odpalić silnik na luzie, żeby przepompował sobie trochę ten olej i raz jeszcze potem sprawdzić bagnetem.
Po odpaleniu samochodu mój Focus postanowił wybrać papieża! Zaczął puszczać biały dym w dużych ilościowych z rury wydechowej oraz spod maski.
Zgasiłem silnik, chwyciłem gaśnicę i wzywając w myślach św. Floriana otworzyłem maskę. Wydobyło się więcej białego dymu ale szybko się rozwiał. Wydobywał się gdzieś z przestrzeni między silnikiem a grodzią, raczej z okolic silnika. Nie pachniał spalenizną, raczej w ogóle nie pachniał lub może trochę spalinami (ale zadymiłem dymem z wydechu całą okolicę samochodu więc ten spalinowy zapach mógł być stąd). Chwilkę się jeszcze wydobywał zza silnika, ale nikłą smugą i szybko się rozwiał. Żadnego płomienia ani widoku spalenizny i nadpaleń nie widziałem.
Odczekałem chwilę i sprawdziłem bagnetem poziom oleju. Był w skali.
Poczyściłem jeszcze trochę, raz jeszcze sprawdziłem poziom bagnetem i odpaliłem. Znowu masa białego dymu. Ponowiłem więc poprzednią procedurę.
Po 3-4 zabawach w odpalania, sprawdzanie, czyszczenie, klniecie i ponowne odpalanie postanowiłem, że tak się bawić mogę i z tydzień jeszcze, trudno, przejadę się kawałek, rozgrzeje go i albo mi to przepali co się dzieje albo spłonę żywcem.
Najpierw zrobiłem spokojną rundę po osiedlowych uliczkach, 2ka, 15-20 km/h, gdy zobaczyłem w lusterkach że nie zostawiam już śladów jak samoloty na AitShow, ani że nie skacze mi temperatura, nie wyskakują kontrolki, a silnik chyba chodzi i brzmi jak zazwyczaj, to zabrałem go na 5-10km przejażdżkę po obwodnicy z prędkością około 100km/h.
Samochód nie dymi już z wydechu, trochę chyba pod maską jeszcze się go unosi, ale ogromnie mniejsza ilość niż na początku, poziom oleju jest ok.
Co się stało? Kierowca głupek to wiadomo, ale chodzi mi o ten dym z wydechu. Pod maską mogę go zrozumieć. Gdzieś pod wpływem temperatury mógł się dopalać. Ale wydech? Kopcił gorzej niż disel! Skąd ten dym?! Czy łyknął olej do środka? Jak? Co się mogło stać? Czy powinienem się martwić i nie ruszać jutro 30km do pracy tylko oddać do mechanika?
EDIT: poszedłem raz jeszcze sprawdzić poziom oleju. Bez odpalania bo jestem po kilku piwkach. Olej jest ponad skalą! :/ Nie wiem czy może krzywo stoi czy co? Bo chyba nie dolewa się coś do oleju samo z siebie, prawda? Boże słodki masakra jakaś :(