[Piasek80]

Tutaj rodzi się pytanie o granice możliwości sprawdzenia pojazdu przed zakupem a bezczelnością nabywców.
Najpierw 3 dni mailuje po 10x dziennie wypytując jak debil o rzeczy które zamieściłem w ogłoszeniu ale jest takim kretynem że sobie nawet trudu nie zadał aby je przeczytać. Po raz kolejny pyta o viny, sriny, zdjęcia książek, potem przyjeżdża z laptopem i jakimś kabelkiem z kimś kto stara się stwarzać wrażenie że ma pojęcie... niestety nie ma, no nie...
Jazda próbna tak, może się pod nim wykulać, wyszarpać, w oponkę pokopać (ale na SKP za 60zł nie pojedzie bo szkoda kasy) sprawdzenie historii dostał możliwość (oczywiście nei sprawdził bo trzeba ze 20zł za sms zapłacić) wszelkie dane itp ale podpięcia się czymkolwiek to dopiero jak kasa na stole.
Wyjeździ się taki 30km po czym zaczyna historię że taki stoi gdzieś tam w ogłoszeniu z mniejszym przebiegiem i tańszy ale jeszcze bez rejestracji i nie można się nim przejechać a sprzedający nic o nim nie wie...
O nie...
Centralnie kazałem się zatrzymać i wyje...em kolesi z auta na drodze, 10km od miejsca gdzie mieli auto.

Mam 2 kumpli rasowych handlorzy-laweciorzy. Z krwi i kości.
90% aut sprzedają z placu bez możliwości jakiegokolwiek wyjazdu, bo bez blach, tyle co se silnik odpalili i to nie zadługo bo w zbiorniku szklanka, dosłownie szklana paliwa. Dojazd 1,5km na najbliższą stację paliw to nie lada wyzwanie. Te 10% przejedzie się 600m jakimiś bocznymi osiedlowymi.
I to płacąc za auta po 45-60 tyś zł.
A auto za 12 zarejestrowane w PL będą tydzień sprawdzać i obowiązkowo musi mieć książkę pieczątek z ASO.
Jesteśmy debilami - nie ma się co oszukiwać.